Madison's POV
Dzisiejszego dnia obudził mnie przerażająco głośny huk, słysząc go zerwałam się z łóżka i zbiegłam po schodach na dół. Ujrzałam kłócących się braci, Justina i Jaxona. Widząc ich twarze, które przez gniew nabrały czerwonych barw, zatrzymałam się na końcu schodów przysłuchując się ich rozmowie i obserwując jednocześnie każdy ich ruch.
- Nie wpieprzaj się w moje sprawy! - krzyknął zezłoszczony Jaxon przygwożdżając swojego brata do ściany i lekko dusząc. Justin po chwili zwinnie zamienił się z nim miejscami i teraz to on nad nim górował. Myślę, że ich siła jest identyczna, gdyby mięli walczyć między sobą to ciężko byłoby wcześniej stwierdzić, który będzie wygranym. Budowę ciała również mięli identyczną.
- Co masz zamiar kurwa zrobić teraz? - mruknął zirytowany Justin, nadal trzymając swojego brata przy ścianie. - Oni nas zniszczą, wiesz o tym? - dodał po czym uwolnił Jaxona ze swojego objęcia.
- Nie wpieprzaj się. To nie są kurwa Twoje sprawy, rozumiesz? - rzucił w odpowiedzi, ściskając przy tym swoje pięści ze złości,
Stojąc przy schodach przypatrywałam się im. Nie pomyślałam o tym, że mogę zostać zauważona, tak po chwili też się stało. Chłopcy spojrzeli na mnie jednocześnie, na ich twarzach wymalowany był niewiarygodny gniew. Widząc, że ani trochę się nie uspokoili, zaczęłam żałować, że w ogóle zeszłam na dół. Po co Ci to było Madison, masz wystarczająco dużo problemów.
- Co Ty tu kurwa robisz?! - warknął Jaxon, podchodząc do mnie. Strach, który w tamtym momencie czułam był niewyobrażalny.
- Um.. J-ja.. Usłyszałam krzyki i chciałam zobaczyć co się dzieję.. P-Przepraszam. - wydukałam nerwowo jednocześnie robiąc krok w tył, co nic nie dało, bo chłopak stał już metr przede mną.
- Nie powinno Cię interesować co się dzieję w tym domu mała suko! - przeraźliwe wrzasnął. Poczułam jak jego ręka zostawia czerwony ślad na moim policzku. Do oczu naszły mi łzy, za wszelką cenę starałam się nie okazać słabości. Zamrugałam kilkakrotnie, nie pozwalając na zalanie się łzami. - Nigdy więcej tak nie rób, rozumiesz? - warknął, a gdy tylko zauważyłam, że jego ręka znów wędruję w stronę mojej twarzy, zamknęłam oczy mając nadzieję, że dzięki temu mniej zaboli. O dziwo nie poczułam żadnego bólu, otworzyłam oczy ciekawa tego co się stało, bądź raczej nie stało. Ukazał mi się Justin, który w ostatnim momencie złapał rękę Jaxona tak by mnie ponownie nie uderzył.
- Zostaw ją, ona nie jest niczemu winna. - powiedział Justin, wciąż trzymając swojego brata za rękę.
- Nie będę się z Tobą kłócił, mam Cie już dosyć na dzisiaj. - rzucił Jaxon i zniknął gdzieś wgłębi domu. Dlaczego ten chłopak mnie uratował przed kolejnym uderzeniem?
- D-Dziękuję. - wyjąkałam spoglądając w jego karmelowe tęczówki z myślą, że będę w stanie wyczytać z nich cokolwiek, lecz nie zauważyłam nic, tylko pustkę, żadnych emocji. Dziwne.
- Więcej nie będę ratował Twojej chudej dupy, lepiej nie wchodź nam w drogę. To był pierwszy i ostatni raz, następnym będziesz musiała sobie sama radzić. - powiedział już nieco spokojniejszym głosem ruszając w stronę kanapy. Zapewne w celu obejrzenia czegoś w tv.
Przed chwilą prawie pobił się ze swoim rodzonym bratem, a teraz zachowuję się jakby nic się nie wydarzyło. Dziwni są Ci ludzie.
Nie zastanawiając się dłużej, lekko przerażona weszłam do góry z zamiarem wykąpania się. W końcu należała mi się odrobina relaksu.
Sięgnęłam po potrzebne mi ubrania i kosmetyki, ruszając do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju, tak na szczęście miałam własny kącik, w którym na spokojnie mogłam się przygotować do dnia jak i do snu.
Przed chwilą prawie pobił się ze swoim rodzonym bratem, a teraz zachowuję się jakby nic się nie wydarzyło. Dziwni są Ci ludzie.
Nie zastanawiając się dłużej, lekko przerażona weszłam do góry z zamiarem wykąpania się. W końcu należała mi się odrobina relaksu.
Sięgnęłam po potrzebne mi ubrania i kosmetyki, ruszając do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju, tak na szczęście miałam własny kącik, w którym na spokojnie mogłam się przygotować do dnia jak i do snu.
Puściłam wodę do wanny i nalałam kilka kropek olejku, który swoją drogą miał przepiękny zapach. Ułożyłam się w wannie przepełnionej wodą i zrelaksowałam. Kocham długie kąpiele, są dla mnie czymś wyjątkowo odprężającym.
Po upływie około 40 minut już wytarta ręcznikiem, zaczęłam wcierać w swoje ciało balsam kokosowy. Nałożyłam na twarz lekki makijaż, a włosy związałam w niechlujnego koka. Ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy i wyszłam z łazienki. Co do ubrań do zdecydowałam się na białe jeansy z wysokim stanem i szary crop top.
Rzuciłam się na łóżko postanawiając, że przeglądnę swojego Facebooka, Twittera i inne różne portale. Po zakończeniu tej czynności byłam zmuszona wstać i zejść na dół. Prawdę mówiąc po sytuacji zaistniałej lekko ponad godzinę temu nie mam ochoty tam iść, boję się, że to się powtórzy, czy cokolwiek, po prostu nie czuję się komfortowo, Nic dziwnego.
Chcąc, nie chcąc musiałam zejść na dół, zaczęłam czuć z każdą sekundą rosnący, coraz większy głód. W końcu od wczoraj nie nie jadłam, a nie chce umrzeć z głodu. Co jak co, ale jedzenie jest jedną z moich ulubionych czynności.
Powolnym krokiem zeszłam na dolną część domu udając się do kuchni. Przy barku zauważyłam siedzącego Justina, postanowiłam podejść.
- Cz-Cześć.. - powiedziałam nieśmiało lekko się jąkając. Taki był mój urok, gdy się stresowałam potrafiłam się nieźle jąkać, ale co ja poradzę, trudno, muszą to jakoś znosić. Sami chcieli mnie odkupić, co było błędem. Jestem niczym innym jak tylko chodzącym problemem.
- Cześć Madison. - mruknął bez jakichkolwiek emocji, lekko się uśmiechając w moją stronę. Nikt nie powiedział, że ten uśmiech był szczery, bo raczej na taki nie wyglądał.
- Jestem głodna. - szepnęłam siadając na jednym z wolnych krzeseł.
- Możesz zjeść te naleśniki, zrobiłem je jakieś 15 minut temu, więc są jeszcze wystarczająco ciepłe. - mruknął cicho wskazując głową na talerz pełen naleśników. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wiedząc że zaraz zjem coś co ubóstwiam.
W odpowiedzi rzuciłam szybkie 'dzięki' i wzięłam się za jedzenie. Justin widząc w jakim szybkim tempie pochłonęłam 3 naleśniki, zaśmiał się. Jego śmiech był na tyle zaraźliwy, że chichot samowolnie wydobył się z moich ust.
Po najedzeniu się do syta usiadłam na kanapie obok Justina czekając, aż znajdzie coś ciekawego w telewizji.
Zaczęłam mierzyć go wzrokiem i zauważyłam mnóstwo tatuaży na jego ciele, tym razem zaczęłam przyglądać się im uważniej. Moja ciekawość wzięła w górę, przez co musiałam zalać go masą pytań.
- Ile masz tatuaży? - zapytałam prosto z mostu, przyglądając się mu w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nie wiem, nie liczę. - rzucił szybko nie odrywając wzroku od wielkiego ekranu naprzeciwko nas.
- A tak mniej więcej? - nie moja wina, że jestem bardzo ciekawską osobą, kiedy chcę coś wiedzieć to muszę chociażby zapytać, bo inaczej czuję, że mogłabym pęknąć jak jakiś balon. Dziwne, prawda?
- Nie wiem, może coś koło 40-50. - ta odpowiedź również jak poprzednia była wyprana z jakichkolwiek emocji, nie wyczułam w jego głosie nic prócz obojętności.
- Jakie on ma znaczenie? - zapytałam już bardziej niepewnie jednocześnie wskazując na tatuaż z podobizną jakiejś dziewczyny. Jak szybko zapytałam, tak szybko zaczęłam żałować, że w ogóle się odezwałam. Gdy pierwszy raz na mnie spojrzał od początku tej rozmowy poczułam, że przesadziłam z moją ciekawością. Bałam się wybuchu spowodowanym moimi nadmiernymi pytaniami. Nasze oczy spotkały się, spojrzałam w jego tęczówki z myślą, że ujrzę piękny karmelowy kolor, ale zamiast tego ujrzałam prawie, że czarne, pozbawione uczuć oczy.
- Słuchaj Bailey.. Dlaczego jesteś do cholery taka ciekawska?! Nikt Ci kurwa nie mówił, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?! - warknął dosyć głośno. Mogłam zauważyć jak ze zdenerwowania zaciska pięści. - Ty jesteś kurwa głupia, czy tylko udajesz? Nie twój pieprzony interes małą dziwko co one oznaczają! Zrozumieliśmy się? - wrzasnął prosto w moją twarz, która przybrała lekko czerwonawy kolor. Bałam się cokolwiek mu odpowiedzieć, jedyne co byłam w stanie zrobić to przełknąć głośno ślinę, mając nadzieję, że zrezygnuję z uzyskania odpowiedzi ode mnie i po prostu sobie pójdzie. Niestety tak się nie stało.
- Pytam się kurwa czy zrozumiałaś suko! - krzyknął jeszcze głośniej, a jego twarz po chwili zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, choć nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe.
Kiedy nadal nie usłyszał odpowiedzi, gdyż byłam zbyt przerażona, żeby mu ją udzielić, dostałam kolejny raz dzisiejszego dnia w twarz, tym razem od kogoś, kto niespełna dwie godziny temu obronił mnie przed kolejnym ciosem od jego brata.. Jedyne co poczułam to jak mój polik zaczyna mnie niemiłosiernie piec. Nie jest to coś czego wcześniej nie przeżyłam, ale przez wcześniejszy incydent, kiedy mnie obronił poczułam pewnego rodzaju więź do Justina. Dlatego ten cios od niego bolał mnie nie tylko fizycznie, ale też psychicznie.
Bieber nadal nie słysząc odpowiedzi wymierzył kolejny cios, tym razem w moją szczękę z zaciśniętej pięści. Przez siłę jaką w to włożył, spadłam z łóżka na tyłek, złapałam się za bolące miejsce, a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Na więcej nie mogłam sobie pozwolić. Nie chciałam pokazać, że jestem słaba.
- P-Przepraszam. - mruknęłam cicho, ale dla niego słyszalnie, czułam jak mój głos się załamywał pod wpływem bólu jaki czułam.
Życie to wielkie pasmo rozczarować. Jest jak długa nić. W którymś momencie się rozrywa, wiążesz ją i idziesz dalej, potem znowu się rozrywa, wiążesz i już jest wszystko dobrze. I tak w kółko się to powtarza. Zrywa się, wiążesz, zrywa się, wiążesz. Czasami bywa, że ktoś podejdzie i chamsko ją przerwie, potem musisz się męczyć, żeby ją związać. Cóż... Taki jest ludzki cel bycia. Zjebać i uciec. Tak samo jak mój ojciec zjebał moje życie. Codziennie zrywał nić, którą ja ciągle na nowa naprawiałam. Tym razem to Justin zerwał moją 'nić', wcześniej zrobił to Jaxon, ale nie bolało mnie to psychicznie tak jak teraz mnie boli.
Nie zastanawiając się dłużej wbiegłam szybko na górę i do swojego pokoju.
Może uda mi się jakoś im uciec? Co ja ze sobą zrobię, nie mam tu żadnych znajomych, żadnej rodziny, nikogo. Jestem jeszcze niepełnoletnia, więc pracy tez się nie mogę żadnej NORMALNEJ podjąć.
Położyłam się w jakże miękkim łóżku, ocierając dłońmi o swoje lekko wilgotne policzki. Czyżbym uroniła kilka łez? No cóż.. każdy ma chwilę słabości.
Włożyłam w uszy słuchawki podłączając ich końcówkę do telefonu.
Włączyłam piosenkę, która myślę, że była idealna na tę chwilę. Zatraciłam się w słowach piosenki, zamykając przy tym oczy.
She tells him, "Ooh, love, no one's ever gonna hurt you, love I'm gonna give you all of my love Nobody matters like you" / Mówi mu: "Oh Kochanie, nikt Cię nigdy nie skrzywdzi Kochanie, Dam Ci całą moją miłość Nikt się tak nie liczy jak Ty"
She tells him, "Your life ain't gon' be nothing like my life You're gonna grow and have a good life I'm gonna do what I've got to do" / Mówi mu: "Twoje życie nie będzie takie jak moje Dorośniesz i będziesz wieść dobre życie Zrobię co tylko będę musiała"
So, Rockabye baby, Rockabye I'm gonna rock you Rockabye baby, don't you cry Somebody's got you Rockabye baby, Rockabye I'm gonna rock you Rockabye baby, don't you cry Rockabye, no / Więc śpij Kochanie, śpij Ukołyszę Cię Śpij Kochanie, nie płacz Ktoś Cię trzyma Śpij Kochanie, śpij Ukołyszę Cię Śpij Kochanie, nie płacz Śpij
Przypomniała mi się moja mama, zawsze mi mówiła, że nie chce żebym miała takie życie jak ona. Może mój ojciec też ją do czegoś zmuszał, jak mnie? Mówiła, że nie pozwoli, żeby mnie ktoś skrzywdził, jednak pozwoliła na to.. Mimo, że moja rodzicielka nie pokazywała tego na każdym kroku i nie była najlepszą mamą na świecie, to i tak wiedziałam, że mnie bardzo kochała.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ojciec nie chciał iść ze mną na jej pogrzeb, tłumacząc się tym, że jestem za mała i nie chce, żebym na to patrzała. Co prawda, to prawda, byłam mała, ale chciałam się ostatni raz z nią pożegnać.. Nigdy tez nie zabrał mnie na cmentarz, ale z tego co wiem jest pochowana w Stratford, a ja właśnie tu jestem, czy to zbieg okoliczności? Może przeznaczenie?
Jeśli kiedykolwiek mnie stąd wypuszczą na pewno pójdę na ten pieprzony cmentarz odwiedzić jedyną osobę, której na mnie zależało.
Myśl o tym dlaczego mój ojciec nie zabrał mnie na pogrzeb, ani na cmentarz bardzo zaczęła mnie martwić.
Może ona wcale nie umarła i żyje gdzieś na tym świecie..
Rzuciłam się na łóżko postanawiając, że przeglądnę swojego Facebooka, Twittera i inne różne portale. Po zakończeniu tej czynności byłam zmuszona wstać i zejść na dół. Prawdę mówiąc po sytuacji zaistniałej lekko ponad godzinę temu nie mam ochoty tam iść, boję się, że to się powtórzy, czy cokolwiek, po prostu nie czuję się komfortowo, Nic dziwnego.
Chcąc, nie chcąc musiałam zejść na dół, zaczęłam czuć z każdą sekundą rosnący, coraz większy głód. W końcu od wczoraj nie nie jadłam, a nie chce umrzeć z głodu. Co jak co, ale jedzenie jest jedną z moich ulubionych czynności.
Powolnym krokiem zeszłam na dolną część domu udając się do kuchni. Przy barku zauważyłam siedzącego Justina, postanowiłam podejść.
- Cz-Cześć.. - powiedziałam nieśmiało lekko się jąkając. Taki był mój urok, gdy się stresowałam potrafiłam się nieźle jąkać, ale co ja poradzę, trudno, muszą to jakoś znosić. Sami chcieli mnie odkupić, co było błędem. Jestem niczym innym jak tylko chodzącym problemem.
- Cześć Madison. - mruknął bez jakichkolwiek emocji, lekko się uśmiechając w moją stronę. Nikt nie powiedział, że ten uśmiech był szczery, bo raczej na taki nie wyglądał.
- Jestem głodna. - szepnęłam siadając na jednym z wolnych krzeseł.
- Możesz zjeść te naleśniki, zrobiłem je jakieś 15 minut temu, więc są jeszcze wystarczająco ciepłe. - mruknął cicho wskazując głową na talerz pełen naleśników. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wiedząc że zaraz zjem coś co ubóstwiam.
W odpowiedzi rzuciłam szybkie 'dzięki' i wzięłam się za jedzenie. Justin widząc w jakim szybkim tempie pochłonęłam 3 naleśniki, zaśmiał się. Jego śmiech był na tyle zaraźliwy, że chichot samowolnie wydobył się z moich ust.
Po najedzeniu się do syta usiadłam na kanapie obok Justina czekając, aż znajdzie coś ciekawego w telewizji.
Zaczęłam mierzyć go wzrokiem i zauważyłam mnóstwo tatuaży na jego ciele, tym razem zaczęłam przyglądać się im uważniej. Moja ciekawość wzięła w górę, przez co musiałam zalać go masą pytań.
- Ile masz tatuaży? - zapytałam prosto z mostu, przyglądając się mu w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nie wiem, nie liczę. - rzucił szybko nie odrywając wzroku od wielkiego ekranu naprzeciwko nas.
- A tak mniej więcej? - nie moja wina, że jestem bardzo ciekawską osobą, kiedy chcę coś wiedzieć to muszę chociażby zapytać, bo inaczej czuję, że mogłabym pęknąć jak jakiś balon. Dziwne, prawda?
- Nie wiem, może coś koło 40-50. - ta odpowiedź również jak poprzednia była wyprana z jakichkolwiek emocji, nie wyczułam w jego głosie nic prócz obojętności.
- Jakie on ma znaczenie? - zapytałam już bardziej niepewnie jednocześnie wskazując na tatuaż z podobizną jakiejś dziewczyny. Jak szybko zapytałam, tak szybko zaczęłam żałować, że w ogóle się odezwałam. Gdy pierwszy raz na mnie spojrzał od początku tej rozmowy poczułam, że przesadziłam z moją ciekawością. Bałam się wybuchu spowodowanym moimi nadmiernymi pytaniami. Nasze oczy spotkały się, spojrzałam w jego tęczówki z myślą, że ujrzę piękny karmelowy kolor, ale zamiast tego ujrzałam prawie, że czarne, pozbawione uczuć oczy.
- Słuchaj Bailey.. Dlaczego jesteś do cholery taka ciekawska?! Nikt Ci kurwa nie mówił, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?! - warknął dosyć głośno. Mogłam zauważyć jak ze zdenerwowania zaciska pięści. - Ty jesteś kurwa głupia, czy tylko udajesz? Nie twój pieprzony interes małą dziwko co one oznaczają! Zrozumieliśmy się? - wrzasnął prosto w moją twarz, która przybrała lekko czerwonawy kolor. Bałam się cokolwiek mu odpowiedzieć, jedyne co byłam w stanie zrobić to przełknąć głośno ślinę, mając nadzieję, że zrezygnuję z uzyskania odpowiedzi ode mnie i po prostu sobie pójdzie. Niestety tak się nie stało.
- Pytam się kurwa czy zrozumiałaś suko! - krzyknął jeszcze głośniej, a jego twarz po chwili zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, choć nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe.
Kiedy nadal nie usłyszał odpowiedzi, gdyż byłam zbyt przerażona, żeby mu ją udzielić, dostałam kolejny raz dzisiejszego dnia w twarz, tym razem od kogoś, kto niespełna dwie godziny temu obronił mnie przed kolejnym ciosem od jego brata.. Jedyne co poczułam to jak mój polik zaczyna mnie niemiłosiernie piec. Nie jest to coś czego wcześniej nie przeżyłam, ale przez wcześniejszy incydent, kiedy mnie obronił poczułam pewnego rodzaju więź do Justina. Dlatego ten cios od niego bolał mnie nie tylko fizycznie, ale też psychicznie.
Bieber nadal nie słysząc odpowiedzi wymierzył kolejny cios, tym razem w moją szczękę z zaciśniętej pięści. Przez siłę jaką w to włożył, spadłam z łóżka na tyłek, złapałam się za bolące miejsce, a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Na więcej nie mogłam sobie pozwolić. Nie chciałam pokazać, że jestem słaba.
- P-Przepraszam. - mruknęłam cicho, ale dla niego słyszalnie, czułam jak mój głos się załamywał pod wpływem bólu jaki czułam.
Życie to wielkie pasmo rozczarować. Jest jak długa nić. W którymś momencie się rozrywa, wiążesz ją i idziesz dalej, potem znowu się rozrywa, wiążesz i już jest wszystko dobrze. I tak w kółko się to powtarza. Zrywa się, wiążesz, zrywa się, wiążesz. Czasami bywa, że ktoś podejdzie i chamsko ją przerwie, potem musisz się męczyć, żeby ją związać. Cóż... Taki jest ludzki cel bycia. Zjebać i uciec. Tak samo jak mój ojciec zjebał moje życie. Codziennie zrywał nić, którą ja ciągle na nowa naprawiałam. Tym razem to Justin zerwał moją 'nić', wcześniej zrobił to Jaxon, ale nie bolało mnie to psychicznie tak jak teraz mnie boli.
Nie zastanawiając się dłużej wbiegłam szybko na górę i do swojego pokoju.
Może uda mi się jakoś im uciec? Co ja ze sobą zrobię, nie mam tu żadnych znajomych, żadnej rodziny, nikogo. Jestem jeszcze niepełnoletnia, więc pracy tez się nie mogę żadnej NORMALNEJ podjąć.
Położyłam się w jakże miękkim łóżku, ocierając dłońmi o swoje lekko wilgotne policzki. Czyżbym uroniła kilka łez? No cóż.. każdy ma chwilę słabości.
Włożyłam w uszy słuchawki podłączając ich końcówkę do telefonu.
Włączyłam piosenkę, która myślę, że była idealna na tę chwilę. Zatraciłam się w słowach piosenki, zamykając przy tym oczy.
She tells him, "Ooh, love, no one's ever gonna hurt you, love I'm gonna give you all of my love Nobody matters like you" / Mówi mu: "Oh Kochanie, nikt Cię nigdy nie skrzywdzi Kochanie, Dam Ci całą moją miłość Nikt się tak nie liczy jak Ty"
She tells him, "Your life ain't gon' be nothing like my life You're gonna grow and have a good life I'm gonna do what I've got to do" / Mówi mu: "Twoje życie nie będzie takie jak moje Dorośniesz i będziesz wieść dobre życie Zrobię co tylko będę musiała"
So, Rockabye baby, Rockabye I'm gonna rock you Rockabye baby, don't you cry Somebody's got you Rockabye baby, Rockabye I'm gonna rock you Rockabye baby, don't you cry Rockabye, no / Więc śpij Kochanie, śpij Ukołyszę Cię Śpij Kochanie, nie płacz Ktoś Cię trzyma Śpij Kochanie, śpij Ukołyszę Cię Śpij Kochanie, nie płacz Śpij
Przypomniała mi się moja mama, zawsze mi mówiła, że nie chce żebym miała takie życie jak ona. Może mój ojciec też ją do czegoś zmuszał, jak mnie? Mówiła, że nie pozwoli, żeby mnie ktoś skrzywdził, jednak pozwoliła na to.. Mimo, że moja rodzicielka nie pokazywała tego na każdym kroku i nie była najlepszą mamą na świecie, to i tak wiedziałam, że mnie bardzo kochała.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ojciec nie chciał iść ze mną na jej pogrzeb, tłumacząc się tym, że jestem za mała i nie chce, żebym na to patrzała. Co prawda, to prawda, byłam mała, ale chciałam się ostatni raz z nią pożegnać.. Nigdy tez nie zabrał mnie na cmentarz, ale z tego co wiem jest pochowana w Stratford, a ja właśnie tu jestem, czy to zbieg okoliczności? Może przeznaczenie?
Jeśli kiedykolwiek mnie stąd wypuszczą na pewno pójdę na ten pieprzony cmentarz odwiedzić jedyną osobę, której na mnie zależało.
Myśl o tym dlaczego mój ojciec nie zabrał mnie na pogrzeb, ani na cmentarz bardzo zaczęła mnie martwić.
Może ona wcale nie umarła i żyje gdzieś na tym świecie..
No i jak Wam się podoba?
A co do piosenki to Rockabye, chciałam wziąść jedną z piosenek Justina,
lecz biorąc pod uwagę to, że tu nie jest artystą to byłoby bez sensu.
Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta..
Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz